czwartek, 1 lipca 2010

I po Zaćmieniu ...

"Zaćmienie" jest cudowne!!!
Odkąd wyszłam z kina we wtorek o trzeciej nad ranem żyję tym filmem i nie mogę przestać :D
Wszystko jest takie, jak powinno być - najważniejsze sceny, bitwa, romantyczne momenty, trochę mroku i humoru. DUUUŻO akcji.
Super efekty - wilki wreszcie nie przypominają wypchanych kukieł, walka wampirów lepsza niż się spodziewałam.
Charlie który wcześniej miał potencjał wreszcie miał okazję się wykazać i był REWELACYJNY.Uwielbiam go!
Wszyscy wyglądali super, zdecydowanie lepiej niż w New Moon. Edward BOOOSKI i niezwykle romantyczny...Ach...
Atmosfera maratonu była świetna i zakończył się gromkimi brawami.
Teraz muszę wyciągnąć męża:)))Na "Księżycu w nowiu" spał- na "Eclipse" nie ma na to szans, podejrzewam nawet, że mu się spodoba;)

sobota, 19 czerwca 2010

Shallow Day -TWILIGHT (what have you done to my wife?)

To o mnie :)))
Boskie po prostu pod każdym względem:)))
I prawdziwe:)))
Mąż zaraz rozesłał do kolegów, mężów twilighterek :)

Bilety już w kieszeni

Volterra :)

Odebrałam dziś bilety na Maraton:))))
Jestem niesamowicie szczęśliwa, nie mogę się doczekać :))

Córka trochę zła, że ona nie pójdzie - ma dziewięć lat, książkę czytałam jej ja, omijając niektóre fragmenty, filmy widziała na dvd i jest wielką fanką :)
Jeszcze nie zna "Przed świtem" i błaga mnie o czytanie (samej nie pozwalam), ale trochę się ociągam, bo tam będzie więcej fragmentów do usunięcia ;)))
"Zaćmienie" bardzo przeżyła, najbardziej scenę z Jackobem w namiocie - płakała biedna przez godzinę krokodylimi łzami, że Edward na pewno rzuci Bellę, ale dalszy rozwój akcji ją uspokoił;)

Wczoraj kupiłam (Mąż mi kupił;) "Drugie życie Bree Tanner", ale jeszcze nie zaczęłam czytać - wolę mieć jeszcze chwilkę tą przyjemność przed sobą...
Nie będzie to już co prawda taka ekstaza jak "Zmierzch" , ale zawsze jakaś namiastka:)
Marzę, żeby Meyer wydała "Midnight Sun". "Zmierzch" to moja ukochana książka z serii, a opowiedziana z perspektywy Edwarda to spełnienie marzeń !!!

Tymczasem biorę się za Bree...

piątek, 18 czerwca 2010

Mały Głód

Podczas gdy mnie na dukanowaniu stale prześladuje wielki głód, mój Syn ma swojego wroga- jedyną istotę, której się boi i której nie lubi - to MAŁY GŁÓD.

Mały Głód od czasu pojawienia się reklamy z histerycznym okrzykiem "ZA SAŁAAATĄ" w tle zrewolucjonizował jadłospis mojego Syna.
Syn będący od urodzenia alergikiem i atopikiem jadł bardzo mało i monotonnie. Kiedy już się trochę rozkręcił i można było rozszerzyć mu jadłospis - nic z tego, dalej uznawał tylko swoje kasze na bezmlecznym mleku.
Od kiedy jednak ujrzał reklamę z Małym Głodem zje wszystko, byle tylko Mały Głód do niego nie przyszedł. Dziś zjadł NAWET pomidorówkę z makaronem. Ewenement.
Jako pedagog z wykształcenia mam wyrzuty sumienia, że straszę dziecko - może będzie miało koszmary, albo przeżyje traumę małogłodową;)
Jednak z wyrzutami wygrywa szczęście ,że jest w stanie normalnie jeść, nic mu się nie dzieje, a ja wreszcie nie muszę się martwić - nic go nigdy do tego nie przekonało - dokonał tego dopiero ten paskudny Mały Głód i chwała mu za to.

-Padaj, padaj Mały Godzie! (s na początku nie wymawia) - krzyczy - Pokonam ciebie!!! -wymachuje widelcem w bojowym nastroju. Wtedy jest ok.
Gorzej, kiedy znienacka na ekranie tv pojawia się żółta pokraka - biedak ucieka do naszej sypialni i chowa za szafą.

Jak ja bym chciała tak nie chcieć jeść...

czwartek, 17 czerwca 2010

MUSE - Neutron Star Collision (Love Is Forever) [OFFICIAL VIDEO]

Udawanie na Dukanie

Dukanie, moja udręko!!!
Codziennie waga pokazuje zaledwie kilka gram mniej. I gdzie ta obietnica lecących kilogramów?? Ubrania może trochę luźniejsze, ale waga jest bezlitosna.
Zafiksowałam się jednak na proteinki do tego stopnia, że dalej trwam na posterunku. Najgorsze jest to, że NIC mi nie smakuje, nikt mi nie powie, że na Dukanie można jeść smacznie.
Wszystkiemu czegoś brakuje. Niedosolone, słodzik to jednak nie cukier, a mięso na suchej patelni to żaden przysmak. Z natury nie cierpię gorszych zamienników lepszych rzeczy, kiedy coś udaje coś innego. Gotowanie na Dukanie to dokładnie takie udawanie.
Kurcze, zawsze lubiłam gotować, nigdy do kruchego ciasta nie dodałam margaryny zamiast masła, nie zastępowałam oliwy extra vergine zwykłą, a parmezanu żółtym serem, to świętokradztwo. Teraz muszę wszystko lepsze zastępować gorszym i w dodatku końca nie widać...
Marzę o czymś PRAWDZIWYM...:)
Od wczoraj faza naprzemienna - mogę jeść warzywa - choć tyle.

Wczoraj moja Córka miała zakończenie roku ogniska w szkole baletowej - był występ, brawa, tłumy. Dziewczyny wypadły super!
Mąż załamany wizją spędzenia występu na korytarzu wraz z wrzeszczącym Synem, jak to rok temu było, przeżył miłe rozczarowanie, bo Syn był zachwycony i podrygiwał w rytm muzyki:) Powiedział, że też chce tańczyć :)
Cóż, ma baaardzo muzyczne imię, a nawet dwa, po dwóch wielkich polskich kompozytorach ;) Do jednego z nich nawet jest podobny ;)
Byłabym szczęśliwa, gdyby chociaż trochę miał do czynienia z muzyką...
Córka natychmiast zaprotestowała, no bo jak to - w balecie chłopak?? Cóż, w epoce You Can Dance nie mam nic przeciwko ;) Zresztą jeden słynny baletmistrz o naszym nazwisku już był i nawet imię miał na tą samą literę, co nasz Syn ;)
Córka jak na dziewięciolatkę przystało chce zostać aktorką, balet ją zbytnio ogranicza;)
Poza tym za bardzo kocha słodycze:)))

Odliczam dni do maratonu Zmierzchu i słucham Muse, zwłaszcza "Neutron Star Collision Love is Forever" - BOSKA!!!
Muse odkryłam właśnie dzięki tym filmom i od tej pory jestem ich największą fanką. "Resistance" jest po prostu cudowne. I "I belong to You"... A "Undisclosed Desires" bardzo "zmierzchowe". KOCHAM MUSE:)

wtorek, 15 czerwca 2010

TOSKANIA śladami TWILIGHT


TOSKANIA - cudna kraina!!!



Postanowiliśmy jeździć tam co roku, zaczarowała nas swoją urodą i atmosferą.

Marzyłam o Toskanii od czasu obejrzenia filmów "Ukryte pragnienia" i "Pokój z widokiem". Chciałam się przekonać, czy świat opisywany w modnych ostatnio toskańskich wspomnieniach jest prawdziwy.
Jednak tak naprawdę zmotywował mnie do wyjazdu Księżyc w Nowiu - zobaczyłam Volterrę, dowiadując się jednocześnie, że film kręcono w Montepulciano i MUSIAŁAM TAM BYĆ!!!
I byliśmy!!!

Mieszkaliśmy w domu z XIII wieku, w małym sennym miasteczku Marcialla. W domu tym podobno mieszkał Michał Anioł podczas gdy malował Pietę w tamtejszym kościółku;)
Mieliśmy stare kute łóżko z baldachimem na które trzeba było się wdrapywać - tak było wysokie. Stare było wszystko- szafy z tajemniczymi herbami, portrety namalowane tak, że patrzyły na człowieka gdziekolwiek by nie stał, poczerniałe lustra na toaletkach w których przeglądały się zapewne pokolenia mieszkanek Villi La Torre. Sufity wieczorami tonęły w mroku, tak były wysokie, a kamienny zimny dom pachniał wiekami.
Właściciele - spokojne starsze małżeństwo żyli tym wszystkim nieporuszeni - uśmiechali się pobłażliwie w reakcji na nasze zachwyty nad ilością pięknych, starych rzeczy w ich domu.
To Toskania - kraina wieczna, tu wszystko jest tak od zawsze...

Już wiedziałam - dlatego Volturi!!! Gdzie indziej mogliby mieć siedzibę jeśli nie w odwiecznej Toskanii??

Volterra, miasto mające mury nie tylko rzymskie, ale i etruskie, z daleka sprawiająca wrażenie chmurnej nawet przy pięknej pogodzie była idealnym miastem dla wampirów.
Film kręcono w Montepulciano - uroczym miasteczku, które wrażenie robi już z daleka wznosząc się na szczycie wzgórza w przeciwieństwie do będącej jakby w cieniu Volterry.

Atmosfera Volterry jest jednak zdecydowanie bardziej niesamowita, to miasto poza urodą ma charakter, tajemnicę i specyficzny klimat, do tego słynie z alabastru - jakież inne pasowałoby lepiej?

Moja dziewięcioletnia prawie Córka - fanka Zmierzchu po mamusi ;) kupiła sobie koszulkę z napisem : "Edward&Bella 4ever in Volterra", a miła pani z centrum informacji turystycznej zachęcała nas do wzięcia udziału w imprezie, która miała się odbyć wieczorem - zwiedzanie miasta zgodnie z wydarzeniami z New Moon zakończone tajemniczą niespodzianką, której nie mogła zdradzić ;) Niestety nie mogliśmy tego dnia zostać tam do północy, ale całą drogę powrotną zastanawialiśmy się, co to mogła być za niespodzianka - czyżby Heidi wprowadziła wycieczkę w pułapkę Volturich??;) Za rok postanowiliśmy tam wrócić i przekonać się na własnej skórze ;)))

Jak to zwykle bywa plac przed Palazzo Dei Priori wydawał się mniejszy, niż na filmie zarówno w Montepulciano jak i w Volterze, natomiast samo Palazzo z Volterry robiło zdecydowanie większe wrażenie - jeden z najstarszych we Włoszech.
Zrobiliśmy sobie zdjęcia w drzwiach, w których stał Edward i w Volterze i w Montepulciano zaskoczeni, że w Volterze też nie ma fontanny, któa jak wiadomo była w Montepulciano zbudowana do filmu. Nie mieliśmy okazji spróbować Twilight Menu, bo naszemu Synowi bardzo się tam nie spodobało. Trzylatka jak wiadomo Zmierzch nie rusza, jednak słuchając całą drogę do Toskanii jak jego matka czyta na głos "Zaćmienie" zdążył się na tyle wdrożyć, żeby z uporem drażnić się z siostrą, że lubi Jackoba:)

Czytałam, bo za wszelką cenę chciałam trochę przekonać do "Zmierzchu"Męża, który siedząc kilkanaście godzin za kierownicą nie miał wyjścia i musiał słuchać - pod koniec to mu się nawet podobało!!! W dodatku w Montepulciano zrobił mi cudowne zdjęcia Edwarda odbitego w witrynie :)))
Teraz z dumą prezentuję je na Twilightmoms.com

Wczoraj zostałam Twilightmom oficjalnie;) I nareszcie nie czuję się jak relikt przeszłości w tamtejszym towarzystwie ;) Odliczam dni do nocnego maratonu :)
Tymczasem mija siódmy dzień na diecie Dukana - nie poddałam się!!! Od jutra wprowadzam fazę naprzemienną :))) Niestety prawie nie schudłam :( - no, może kilogram - ale postanowiłam wytrwać i zobaczyć jakieś konkretne efekty - przecież tydzień na diecie nie może pójść na marne - zbyt wiele mnie to kosztowało!

Patrzę z okna na Stary Mokotów i mam dzisiaj całkiem dobre nastawienie do życia.
Może tu nie jest tak tajemniczo i odwiecznie, ale też pięknie:)

sobota, 12 czerwca 2010

Nic wartego czytania

Kryzys mnie dziś dopadł. Pod każdym względem.

Po pierwsze dobiła mnie dieta proteinowa dr Dukana i jej dzień czwarty. Nie schudłam wcale, wszystko, co mogę jeść jest okropne, sytuację pogorszyło wyjście do miasta :(
Truskawki na każdym rogu, wszyscy jedzą lody, McDonaldy, precle i moja ulubiona mocca z Cofee Heaven - to wszystko mnie dobiło. Cztery dni się męczyłam, a teraz mam chęć to rzucić w cholerę :(((

Po drugie - nie mam się w co ubrać... - Ale przecież dopiero co wróciłaś z Toskanii, gdzie byłaś na wymarzonych wakacjach !!!- słyszę oburzoną odpowiedź mojego Męża. -Byłam, ale nie zmienia to faktu, że NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ...

Upał do tego wszystkiego. W domu tony ciuchów do prasowania po wakacjach, które jak wiadomo czekają tylko NA MNIE. Tylko jak prasować, skoro i bez tego z gorąca nie da się wytrzymać??
Jednym słowem jestem dziś gruba, nie mam się w co ubrać i mam wszystkiego dosyć.
Brzmi to jak wpis klasycznej głupiej kury domowej, która nie ma większych problemów.

Owszem, jestem poniekąd kurą, odkąd urodził się nasz Syn. We wrześniu idzie do przedszkola a ja wracam do pracy. Teoretycznie powinnam być szczęśliwa, bo mam dosyć gotowania zup, jednak trzy lata w domu podcięły mi skrzydła i wiarę w siebie. Chcę wrócić do pracy, ale jej już nie lubię.
Na pewno zacofałam się w rozwoju zawodowym.
- Człowiek nigdy nie stoi w miejscu! Jeśli się nie rozwija to się cofa!!! - te słowa mojej uniwersyteckiej promotorki nie wiedzieć czemu nagle dźwięczą mi w głowie bezustannie i nie chcą z niej wyjść.
-Zobacz, jakie masz piękne dzieci, mądre, kochane i dobrze wychowane, jesteś młoda, dopiero zaczynasz życie, no i ta Toskania ...
To wszystko wiem.
Ale nie mam się w co ubrać...

piątek, 11 czerwca 2010

Nocny Maraton Sagi Zmierzch

Mam!!! Zdobyłam je!!!!! :))))) Bilety na Maraton Twilight!!!!!! :))))) Już na 29 czerwca:)))) !!!!
Premiera Eclipse :)))!!!!

Żeby nie było wątpliwości nie mam 13 lat, ale 30 (z małym plusem;), męża i dwoje dzieci ...
Nic na to nie poradzę, że kocham Zmierzch - widocznie sama mam w sobie dużo z dziecka;)
Oczywiście mój Mąż wie o mojej miłości i specjalnie się nie sprzeciwia (cóż, ma świadomość, że wygrywa nawet z Edwardem ;) Ponieważ jednak nie docenia cudowności zmierzchowego zjawiska zostanie w domu z dziećmi, a ja wybywam z młodszą Siostrą, która też jest zajawiona zmierzchowo. Nie odstrasza mnie nawet, że mogę być najstarsza na sali - no bo co w końcu, kurczę blade! - jak mawiał Mikołajek.

Na dwóch poprzednich filmach nie byłam, żyjąc w przekonaniu, że to jakaś szmira dla małolatów. Nie czytałam książek, nawet nie przyszło mi to do głowy- po polonistyce nie wypada czytać byle czego... Na canal+ zapowiedzieli "Zmierzch" - może obejrzę...- powiedziałam do Siostry przez telefon. - Nie czytałaś jeszcze?? - usłyszałam- Nie możesz oglądać!!! Musisz przeczytać!!!
I tak zakupiłam sobie pierwszy tom, który połknęłam tego samego dnia. Na drugi dzień pozostałe trzy zamówiłam na Allegro. Ponieważ jednak skręcało mnie z niecierpliwości, co będzie dalej mój Mąż nie wytrzymał i po drodze z pracy kupił Księżyc w Nowiu ;) - kochany.

Gdy rano skończyłam czytać drugi tom, przyszła paczka z Allegro.
Lekce sobie ważąc obowiązki żony i matki popadłam w obłęd czytania. Dwa dni później płakałam, że to już koniec Sagi.
Od tamtej pory jestem Twiligtmom;) Widzę wady tych książek, ich infantylność, poziom literacki pozostawiający wiele do życzenia. Coś mnie jednak w nich ujęło i nie mogę odłożyć ich po prostu na półkę jak wiele innych i odejść.

Aha, jestem Edward Team;)))