sobota, 12 czerwca 2010

Nic wartego czytania

Kryzys mnie dziś dopadł. Pod każdym względem.

Po pierwsze dobiła mnie dieta proteinowa dr Dukana i jej dzień czwarty. Nie schudłam wcale, wszystko, co mogę jeść jest okropne, sytuację pogorszyło wyjście do miasta :(
Truskawki na każdym rogu, wszyscy jedzą lody, McDonaldy, precle i moja ulubiona mocca z Cofee Heaven - to wszystko mnie dobiło. Cztery dni się męczyłam, a teraz mam chęć to rzucić w cholerę :(((

Po drugie - nie mam się w co ubrać... - Ale przecież dopiero co wróciłaś z Toskanii, gdzie byłaś na wymarzonych wakacjach !!!- słyszę oburzoną odpowiedź mojego Męża. -Byłam, ale nie zmienia to faktu, że NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ...

Upał do tego wszystkiego. W domu tony ciuchów do prasowania po wakacjach, które jak wiadomo czekają tylko NA MNIE. Tylko jak prasować, skoro i bez tego z gorąca nie da się wytrzymać??
Jednym słowem jestem dziś gruba, nie mam się w co ubrać i mam wszystkiego dosyć.
Brzmi to jak wpis klasycznej głupiej kury domowej, która nie ma większych problemów.

Owszem, jestem poniekąd kurą, odkąd urodził się nasz Syn. We wrześniu idzie do przedszkola a ja wracam do pracy. Teoretycznie powinnam być szczęśliwa, bo mam dosyć gotowania zup, jednak trzy lata w domu podcięły mi skrzydła i wiarę w siebie. Chcę wrócić do pracy, ale jej już nie lubię.
Na pewno zacofałam się w rozwoju zawodowym.
- Człowiek nigdy nie stoi w miejscu! Jeśli się nie rozwija to się cofa!!! - te słowa mojej uniwersyteckiej promotorki nie wiedzieć czemu nagle dźwięczą mi w głowie bezustannie i nie chcą z niej wyjść.
-Zobacz, jakie masz piękne dzieci, mądre, kochane i dobrze wychowane, jesteś młoda, dopiero zaczynasz życie, no i ta Toskania ...
To wszystko wiem.
Ale nie mam się w co ubrać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz